Dzień 15.02.2013 roku zapisze się bez wątpienia w historii astronomii. To co często oglądamy w różnych katastroficznych filmach nieomal się ziściło, szczęśliwie dla nas w skali dość umiarkowanej. Podczas gdy wszyscy oczekiwali przejścia planetoidy 2012 DA14 w rekordowo niskiej odległości niebo nad miastem Czelabińsk rozświetlił nagle gigantyczy meteor który w ciągu kilku sekund stał się jaśniejszy od Słońca i który pozostawił za sobą imponujący ślad widoczny nawet z kosmosu.
Blask bijący z nieba zwrócił uwagę mieszkańców Czelabińska, w większości zmierzających właśnie do pracy. Podziwiali oni ogromny ślad na bezchmurnym niebie i gdy wydawało się że nic już nowego się nie wydarzy miastem wstrząsnał ogromny huk. Fala uderzeniowa wybiła szyby a w niektórych wypadkach wręcz wgniotła okna do wnętrza budynków. Brzęk tłuczonego szkła, alarmy samochodowe i przeciągłe detonacje pochodzące od kolejnych fragmnetów lecącego obiektu wywołały niemałe przerażenie. Spadające z budynków szyby spowodowały poważne zranienia, do szpitali trafiło ponad tysiąc osób, kilka z nich jest w stanie ciężkim. Natychmiast pojawiły się plotki o możliwym kolejnym spadku i o powiązaniu bolidu z nadlatująca planetoidą. Mieszkańcy Czelabińska zaczęli opuszczać miasto a na drogach wylotowych utworzyły się korki. W ciągu dnia udało się wstępnie obliczyć orbitę uralskiego meteoroidu. Okazała się ona być inna niż orbita 2012 DA14, co więcej obiekt poruszał się dokładnie w przeciwnym kierunku. Doniesienia o możliwym drugim spadku można więc włożyć między bajki..
Zjawisko to przypomniało wszystkim że zagrożenie ze strony ciał nadlatujących z przestrzeni kosmicznej jest realne i nie jest tylko domeną filmów na których produkcję wydano więcej pieniędzy niż na projekty badawcze. Wyzwolona energia była od 5 do 15 razy większa niż w przypadku bomby atomowej zrzuconej na Hiroshimę pomimo że obiekt o rozmiarze 15 metrów do dużych się raczej nie zalicza. Potencjalnie zagrażają nam obiekty o rozmiarze setek metrów a w skali dziesiątków milionów lat także obiekty o średnicy powyżej kilometra. Prawdopodobieństwo spadku czegoś takiego jest znikome ale raz na milion lat wcale nie oznacza że akurat milion czy pół miliona lat przyjdzie nam czekać. Prawdopodobieństwo że coś poważnego przytrafi się w najbliższych latach jest znikome tym niemniej niezerowe.
Duże obiekty budzące grozę są w większości skatalogowane,ich orbity są świetnie wyznaczone i raczej tak łatwo niespodzianki nam nie sprawią. Najbardziej zdradliwe są obiekty takie jak wczoraj, o rozmiarach dziesiątków metrów, zbyt małe żeby wykryć je odpowiednio wcześniej. W roku 2008 po raz pierwszy doszło do odkrycia obiektu zmierzającego wprost w kierunku naszej planety. Planetoida 2008 TC3 miała rozmiar około 10 metrów a po odkryciu okazało się że do wejścia w atmosferę mamy grubo poniżej 24 godzin. Miejscem spadku (co też na kilkanaście godzin wcześniej przewidziano) był północny Sudan, rejon pustynny i niezamieszkany. Obiekt zgodnie z planem wszedł do atmosfery nocą, rozświetlił niebo na kamerach w odległych egipskich kurortach a błysk zauważony został przez pilotów samolotu linii KLM znajdującego się nad środkowa Afryką.
Wydarzenie choć ze względu na straty nieco smutne bez wątpienia będzie impulsem do rozwoju i finansowania nowych projektów badawczych z dziedziny drobnych ciał Układu Słonecznego. Dla astronomii był to wielki historyczny dzień.
Przemysław Żołądek